Zbyt wiele było w moim życiu niepowodzeń, abym uważał się za życiowego szczęściarza, ale w głębi serca zawsze tak o sobie myślałem. Może kiedyś trochę z innych powodów niż teraz..

Urodziłem się i wychowałem w spokojnym domu, w moim życiu nigdy nie wydarzyły się większe tragedie. Miałem spokojne dzieciństwo i radosną młodość. Nie miałem problemów w szkole, przez 8 lat trenowałem wyczynowo sport – gimnastykę sportową i większą część mojego wolnego czasu spędziłem na sali gimnastycznej. Wierzyłem w Boga, tak mnie wychowano, w niedzielę chodziłem do kościoła, ale nie odczuwałem specjalnej potrzeby poznawania Go. Wierzyłem, że jest, ale chyba nie bardzo byłem przekonany, że poznanie Go jest możliwe i że ja tego pragnę i potrzebuję.

Burzliwym okresem mojego życia był okres moich studiów.

Zawsze ceniłem sobie wolność i rozumiałem ją, jako możliwość robienia wszystkiego tego, na co się ma ochotę. W ten sposób starałem się z tej wolności korzystać. Marzyłem, aby zostać artystą malarzem, ale skończyło się tylko na tym, że żyłem „jak artysta”. Przez 2-3 lata było mi z tym nawet dobrze. Parę razy udało mi się popracować za granicą, miałem kumpli, znajomych, przyjaciół. Imprezy, wyjazdy, zabawa – pełny luz.  Wydawało mi się, że jestem szczęśliwy, że ludzie wokół mnie, są szczęśliwi...

Ale tak nie było...  Rozpoczął się okres moich nałogów. Długo oszukiwałem innych i samego siebie.

W pewnym momencie zrozumiałem, że skończyła się moja wolność. Mogłem się upić, ale... już nie potrafiłem nie pić! Mogłem szaleć, zarabiać i wydawać pieniądze... ale nie potrafiłem żyć spokojnie, nie potrafiłem być uczciwym, wiernym. Nie byłem wolny, bo nie potrafiłem postępować w taki sposób, w jaki sam uważałem za słuszny. Pojawiało się coraz więcej rzeczy, które starałem się ukryć za wszelką cenę.

Chciałem się zmienić! Wielokrotnie podejmowałem takie próby, ale wytrzymywałem tydzień, dwa, czasami miesiąc i wszystko zaczynało się od nowa. To był koszmar.

Do tego wszystkiego dosłownie otarłem się o śmierć i zrozumiałam, ze wcale nie musze dożyć spokojnej starości. Jak na szczęściarza to nieźle, co?

Jednak jestem szczęściarzem.

Po paru, nawet nie miesiącach a latach duchowej i psychicznej męczarni, po wielokrotnych próbach wyrwania się o własnych siłach z moich problemów, kiedy zrozumiałem, że sam nie dam rady się zmienić, Bóg przysłał mi ludzi, dzięki którym zacząłem czytać Biblię.

Początkowo wszystko wydawało mi się odległe, nieosiągalne, chociaż jednocześnie bardzo proste: „uwierz (zaufaj), a będziesz zbawiony (uratowany)”. Bardzo zaniepokoiło mnie to, że Pismo Święte wspomina o życiu wiecznym, o niebie, o piekle, o wiecznym potępieniu, lecz ani słowem nie wspomina o czyśćcu. Dotarło do mnie, że Bóg stawia sprawę bardzo jasno. Są tylko 2 drogi: wąska i szeroka, tylko dwa wejścia: szerokie i wąskie, jest tylko pszenica i kąkol, owce i kozły. Możemy spędzić życie i wieczność z Bogiem, albo bez Niego.

Zrozumiałem, że jeżeli Bóg naprawdę istnieje, jeżeli Pan Jezus naprawdę i za mnie umarł, to jedyne co mi pozostaje, to prosić Go o pomoc.

W końcu to były słowa Pana Jezusa:” Tak Bóg umiłował świat (a więc i mnie!), że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy ( a więc i ja!), kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (Ewangelia Jana 3.16)

Pewnej zimowej nocy zrobiłem to. W modlitwie, prostymi słowami poprosiłem Pana Jezusa o pomoc. Powiedziałem Mu o wszystkich moich grzechach i słabościach, z którymi nie mogłem dać sobie rady i powiedziałem, że wierzę, że za wszystkie moje grzechy umarł i zapłacił karę. Poprosiłem o przebaczenie i o to, aby wszedł do mojego życia i zmienił je. Aby uczynił moje życie takim, jakie Jemu się podoba.

Początkowo nic się nie wydarzyło. Nie widać było żadnych zmian. Ale potem...

Potem stopniowo zaczęły znikać moje uzależnienia, mój lęk, mój strach... Poczułem się w końcu naprawdę wolny i bardzo szczęśliwy. I tak jest nadal, po ponad 20 latach od tego wydarzenia. I wiem, że będzie.

Dalej jestem tym samym Lechem, a jednak stałem się innym człowiekiem. Bóg uczynił moje życie spokojnym i szczęśliwym.

Przez wiele lat uważałem siebie, jako osobę niezdolną do stworzenia stałego związku. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić siebie, jako statecznego męża i ojca. A jednak Bóg pomógł mi założyć rodzinę i pomaga stawać się takim mężem i ojcem , jakim powinienem być. Mam cudowną żonę, wspaniałe córki i wspaniałych synów. Mogę naprawdę kochać i czuć się kochanym.

Moje życie stało się jednocześnie niesamowite przez to, że dzięki Panu Jezusowi mogę poznawać jedynego prawdziwego Boga, mogę czytać Jego Słowo. Mogę poznawać Jego wielką wspaniałą miłość i widzieć Bożą obecność w moim życiu i życiu innych osób. To jest cudowne.

On nadał mojemu życiu sens. Dał mi cel i obiecał, że będę żyć z Nim wiecznie.

 

Lech