Przełomem w moim życiu była utrata jednej z najbardziej kochanych i szanowanych osób na ziemi - mojego dziadka. Był dla mnie największym autorytetem. Szanowałem go i kochałem bardziej niż swojego ojca. Wtedy to zadałem sobie pytanie: dokąd zmierzasz, marny człowieku?

Urodziłem się jak większość ludzi w tym kraju w rodzinie katolickiej. I tak też byłem wychowywany. Obecność na lekcjach religii i na niedzielnej mszy obowiązkowa. To bardzo smutne, co chcę teraz powiedzieć, ale w tym czasie nie zależało mi na Bogu. Traktowałem bycie na religii i na niedzielnej mszy jako jeden z wielu obowiązków. Nigdy to, co było poruszane na lekcji czy w kazaniu, nie miało na mnie większego wpływu. Robiłem to, co chciałem. Nie miałem żadnej wewnętrznej potrzeby bycia z naszym Panem. Lata dzieciństwa upływały nieubłaganie. Moje życie z biegiem lat nabierało tempa. Pierwsze próby z alkoholem i papierosami oraz regularne wyjazdy na imprezy z muzyką techno stały się dla mnie pewnym pomysłem na życie. Świat kręcił się wokół mnie. Wszystko inne było nieważne. Cokolwiek działo się w moim życiu, tłumaczyłem sobie, że tak los chciał, że tak po prostu musiało być. Z drugiej strony byłem przekonany, iż wpływ na to wszystko, co się dzieje wokół mnie, mam ja i tylko ja. W pewnym momencie zadałem sobie pytanie, czy istnieje Bóg. Długo nie potrafiłem sobie na to pytanie odpowiedzieć. Na tym etapie mojego życia było mi wszystko jedno, czy Bóg istnieje, czy też nie. Dla mnie najważniejsze było, aby żyć pełnią życia, w myśl przysłowia: hulaj duszo, piekła nie ma. Jednak Pan był przy mnie. Na początku docierał do mnie poprzez moją rodzinę, która się nawróciła. To oni pierwsi dali mi inne, ciekawe spojrzenie na sprawy wiary. Przez pewien czas interesowało mnie to, w jaki sposób się modlą, czytają i interpretują Pismo Święte. Miałem nawet okazje przybyć na nabożeństwo Zboru Chrześcijan Baptystów. Jednak to nie był czas dla mnie. Ponownie na kilka lat odwróciłem się od Jezusa, jakby ze zdwojoną siłą. Kłamstwo, fałsz i nieuczciwe życie biegło z dnia na dzień. Pomimo tego wszystkiego On był ze mną. Przełomem w moim życiu była utrata jednej z najbardziej kochanych i szanowanych osób na ziemi - mojego dziadka. Był dla mnie największym autorytetem. Szanowałem go i kochałem bardziej niż swojego ojca. 

Wtedy to zadałem sobie pytanie: dokąd zmierzasz, marny człowieku? Co będzie z tobą po śmierci? Czy masz się do kogo zwrócić, aby uzyskać odpowiedź na to pytanie? Nigdy wcześniej nie doznałem takiego uczucia, tyle pytań zadanych w tak krótkim czasie, które burzyły we mnie to wszystko, co do tej pory było fundamentem mojego życia. W tym czasie nie miałem żadnego argumentu, aby obronić stary styl życia. Cała niechlubna przeszłość legła w gruzach. Moje wątpliwości rozwiał pastor, który na pogrzebie odpowiedział mi na wiele pytań i dał najcenniejszą wskazówkę w moim życiu. Recepta brzmiała: uwierz w Boga i oddaj Mu całe swoje życie. Jego słowa długo jeszcze oddziaływały na mnie. To było odrodzenie w moim życiu duchowym. Obiecałem sobie, że pójdę za Jezusem. Chcę zostać Jego dzieckiem. Chcę być Mu wierny. Zdawałem sobie sprawę z tego, że przyjęcie w życiu Boga bardzo zmieni moje życie, że wielu moich znajomych, bliskich, przyjaciół może nie zaakceptować mojej wiary. Jednak potrzeba bycia z Bogiem stawała się coraz większa. Zacząłem regularnie uczęszczać na nabożeństwa. Z wielkim zainteresowaniem uczestniczyłem w społeczności. Modliłem się do Boga, abym już więcej nie musiał żyć w ciemności, aby On dotykał się mnie codziennie. Miałem jasno postawiony cel: chcę żyć z Bogiem. Podstawowym kierunkowskazem w moim życiu stało się Pismo Święte. Codziennie czytanie dawało mi odpowiedzi na wiele pytań i było moim przewodnikiem w życiu. To dziwne, ale bardzo często to, co czytałem, odnosiło się do mojej aktualnej sytuacji. Czytając fragmenty takie jak ten z Listu Pawła do Filipian 4:6: Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu, o wiele łatwiej było mi znosić trudy codziennego życia. Ogromne słowa otuchy dał mi też fragment z Drugiego Listu Pawła do Koryntian: Zewsząd uciskani, nie jesteśmy jednak pognębieni, zakłopotani, ale nie zrozpaczeni. Prześladowani, ale nie opuszczeni, powaleni, ale nie pokonani. Jednym z pierwszych, które utkwiły mi w pamięci, był fragment z Listu Pawła do Rzymian 12:2: w nadziei radośni, w ucisku cierpliwi, w modlitwie wytrwali. Bóg jest Bogiem rzeczy niemożliwych. Dziękuje Ci, Panie, że jestem twój. Po raz pierwszy doznałem obecności i działania Bożego podczas choroby mojej małej córeczki. Wierzyłem, że tylko Pan może ją uleczyć. W pełni zdałem się na Jego łaskę. Szczera i głęboka modlitwa moja i moich bliskich została wysłuchana. Wyniki krwi zmieniały się z dnia na dzień. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dlaczego? Dlatego, że mam kogoś, kto zawsze przy mnie stoi, do kogo mogę zawsze się zwrócić. Bo moim Panem jest Bóg i Jemu powierzam całe swoje życie. Amen.