Generalnie jak cos robię to staram się angażować i podchodzę do spraw poważnie. Tak też potraktowałem Słowo Boże. Jak czytałem, to próbowałem zastosować. Innego podejścia sobie nie wyobrażałem...

Był okres kiedy zwycięstwem było konsumowanie życia, tak zwane zwycięstwo co weekend... kiedyś mnie to śmieszyło ;-) teraz raczej już nie :-(

Ale po kilku latach, jeszcze na studiach zobaczyłem, że to jest bezwartościowe życie, a tym bardziej dalekie od zwycięstwa. Zawsze, jak chyba każdy, chciałem być podziwiany, szczególny. Być kimś! Może to spowodowało, że na czwartym roku studiów wziąłem się do pracy, tak w nauce jak i dosłownie – założyłem firmę. To miało być pozytywistyczne zwycięstwo w stylu Wokulskiego.

Coś w tym jest do dzisiaj, firma stale działa, od dawna jako spółka. To rodzaj zwycięstwa, ale sens tego choć ważny to jednak zdaje się kiedyś ulecieć.

Moja mama, była członkiem kościoła Baptystów. Modliła się o mnie przez całe lata. Nawróciła się jak miałem ok. 11-12 lat. Gdy miałem 19 lat zmarł mój ojciec, od tego czasu odpowiedzialność za dom niosła właśnie ona. Teraz widzę, że to była zarówno odpowiedzialność finansowa, ale też duchowa. Gdy miałem 27 lat zaprosiła na obiad pewnego pastora, który przyjechał na ewangelizację do jej zboru. Poprosiła mnie abym go podwiózł na kilka spotkań, a ja miałem czas, więc zgodziłem się i tak pierwszy raz trafiłem do wspólnoty ewangelicznej, tzn. do zboru baptystów.

Objechałem 2 nabożeństwa, dużo jak na pierwszy raz :-) Pamiętam, że odpowiadało mi to co mówili wszyscy zabierający głos – miało to sens, ale ...co gorsza zauważyłem, że jak rozlegał się śpiew napływały mi łzy do oczu. Wzruszałem się, jakoś strasznie podniośle przeżywałem spotkanie a szczególnie śpiewanie pieśni. Po prostu było mi wstyd, że jako mężczyzna tak się rozkleiłem. Łza w oku mężczyzny powinna być zarezerwowana na naprawdę wielkie okoliczności, jak wybór Polaka na papieża :-) a ja rozklejam się przy „zwykłych” pieśniach. Hmmm, wydawało mi się, że zaliczyłem porażkę.

Pieśni te jednak nie były zwykłe. One przekazywały przesłanie o dobrym Bogu, o jego Łasce, wychwalały Jego jako Pana i Zbawiciela. Te pieśni wyrażały też moje ukryte pragnienia. Moja dusza też chciała wielbić Boga, a ja tego nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

Dzisiaj wiem, że przez lata przesiąkałem Słowem Bożym za sprawą świadectwa mojej mamy, a od tej wizyty zacząłem to Słowo pochłaniać. Ten pastor nazywał się Mark McNiel, mówił dość dobrze po polsku. Zachęcał mnie do czytania Pisma Świętego. Mówił mi, że Biblia to pokarm dla duszy, jak zagłodzę duszę to mogę spodziewać się tylko złych rzeczy ...śmierci głodowej.

Od tego czasu wiele zaczęło się zmieniać, czytając pragnąłem słowa wdrażać w życie. Traktowałem je poważnie. Zaczęły zmieniać się priorytety w moim życiu. Nadal chciałem zwyciężać, ale definicja zmieniła się po raz kolejny.

Generalnie jak cos robię to staram się angażować i podchodzę do spraw poważnie. Tak też traktowałem Słowo Boże. Jak czytałem, to próbowałem zastosować. Innego podejścia sobie nie wyobrażałem.

Przyszedł czas ewangelizacji w zborze mojej mamy. Na nabożeństwach bywałem już regularnie, ale spotkania takiego jeszcze nie przeżyłem wcześniej. Była jesień a ja miałem za sobą kilka miesięcy poznawania Biblii, modlitw i rozmyślań. Jak słuchałem to wydawało mi się, że prowadzący – a był nim Marek Głodek z Warszawy – mówi specjalnie do mnie, a ja muszę te słowa traktować poważnie i je zastosować. Skoro Bóg chce... Zauważyłem, że zmieniałem się mocno, coś co wydawało mi się kiedyś uciążliwością teraz okazało się przyjemnością. Z wielkim zaskoczeniem i radością przeczytałem słowa „na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań Jego, a przykazania Jego ni są uciążliwe” (1 List Jana 5,3).

Cóż było robić, na spotkaniu usłyszałem wezwanie, aby wyjść do przodu, więc wyszedłem. To było potwierdzenie, że chcę powierzyć życie Jezusowi Chrystusowi. Jak stałem tak przed zborem byłem bardzo przejęty, czułem jakby wiatr mimo, że spotkanie było w sali. Ale radowałem się, że tak zmienił mnie mój Bóg, mój Zbawiciel. Cieszyłem się, że mimo pozorów porażki wg moich starych przekonań, postrzegać zacząłem to jak zwycięstwo. Ten smak zwycięstwa mi już pozostał :-)

Zachęcam Ciebie to takiego kroku!

„Bo wszystko co się narodziło z Boga, zwycięża świat, a zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza. A któż może zwyciężyć świat, jeżeli nie Ten, który wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?”

1 list Jana 5, 4-5.

Wojciech Mikulski
chcesz mnie zapytać, czy podzielić sie swoim świdectwem na stronie dlaJezusa.pl - napisz do mnie Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.