Pochodzę z rodziny, w której chrześcijaństwo czy katolicyzm miały wymiar kulturowy, moi rodzice nie oddawali się praktykom religijnym...

Zawdzięczam im jednak znajomość opowieści biblijnych, bo czytali ze mną "Biblię w obrazkach dla najmłodszych".W szkole średniej uważałem się za osobę wierzącą, jednak miało to wymiar przede wszystkim tożsamościowy. Zacząłem wtedy czytać Biblię, a nie jej opracowania dla dzieci.Na studiach, w nowym środowisku, sprawy Boga, Biblii, Kościoła były dla mnie coraz mniej istotne, aż w końcu uznałem je za zbędne.

 

W 2006 r. pewnej nocy leżałem i nie mogłem zasnąć. Poczułem wtedy bardzo silne przeświadczenie, że Bóg istnieje. Powróciłem do lektury Biblii i zacząłem szukać Boga, na początku w Kościele katolickim, bo o innych wiedziałem niewiele. Kilka miesięcy później usłyszałem na mieście zwiastowanie ulicznych ewangelizatorów. To co mówili zainteresowało mnie. Zacząłem szukać w internecie informacji o biblijnym chrześcijaństwie i o kościołach z tego nurtu. Tak po raz pierwszy trafiłem do zboru na Waliców, do którego chodziłem potem przez ok. pół roku. Niestety, kiedy pierwszy zapał opadł, chodzić przestałem.

Nadal poszukiwałem Boga, angażowałem się w Kościele katolickim, potem rozważałem przejście na luteranizm, odwiedzałem "historyczne" Kościoły protestanckie i zbory ewangeliczne, szukałem swojego miejsca. Były jednak i takie okresy, gdy znów oddalałem się od Boga. Nieraz czułem Bożą opiekę i miałem wysłuchane modlitwy, coraz bardziej odczuwałem jednak, że czegoś mi brakuje.

W tym roku coraz bardziej zaczęło mnie nurtować pytanie, czy w ogóle jestem osobą nawróconą. Modlitwa i refleksja doprowadziły mnie do wniosku, że jednak nie. Zrozumiałem, że za bardzo skupiałem się na kościele, denominacji, formacji kulturowej, a za mało na Jezusie. Uświadomiłem sobie, że nie postępowałem jak powinien postępować uczeń Jezusa, że w chwilach życiowych trudności poddawałem się zniechęceniu zamiast szukać pomocy i ukojenia u Boga.

Kluczowe okazało się jednak uświadomienie sobie własnej grzeszności, tego że Jezus poniósł na krzyżu karę na którą zasługiwałem ja, że przelał krew za moje winy. Wcześniej przyjmowałem to czysto intelektualnie, była to pewna abstrakcja. Teraz dotarło do mnie, że Chrystus umarł nie ogólnie za jakieś grzechy, tylko za moje grzechy, konkretne grzechy.

W czerwcu pomodliłem się, uznając Jezusa za mojego Pana i Zbawiciela, oddając Mu swoje życie i prosząc Boga o prowadzenie. Wtedy wszystko jakby przyspieszyło.Kilka razy prosiłem Boga w modlitwie o potwierdzenie, że jestem na właściwej drodze i za każdym razem takie potwierdzenie otrzymywałem. Zacząłem regularnie rozmawiać z Bogiem modląc się - wcześniej modlitwa prywatna sprawiała mi ogromną trudność. Zwiększył się mój zapał do czytania Biblii, coraz bardziej dostrzegałem jak spójna i przekonująca ona jest. Szukałem sprzyjających okazji, by móc świadczyć moim bliskim o Ewangelii. Bóg stawiał na mojej drodze osoby wierzące, które pomagały mi wzrastać w wierze, tłumaczyły różne kwestie. Zaczęły razić mnie moje przywary i złe nawyki. Dostrzegłem, ile czasu zmarnowałem w starym życiu, jak tłumiłem błahymi rozrywkami poczucie pustki. Teraz ta pustka jest wypełniona. Nie żyję już bez celu, postanowiłem moje życie podporządkować Jezusowi.

Michał