Autor: Dariusz Chudzik

„Chwała niech będzie Bogu, który według mocy działającej w nas potrafi daleko więcej uczynić ponad to wszystko, o co prosimy albo o czym myślimy” (Ef 3:20).

Bóg jest cudownym Bogiem, Jego możliwości są naprawdę wielkie. O tym nie tylko można przeczytać w Piśmie Świętym. Ja prawdziwości tego wielokrotnie mogłem doświadczyć w swoim życiu. Patrząc na to, co Bóg ze mną zrobił widzę, że jest tego o wiele więcej niż byłem w stanie sobie wyobrazić. Gdyby ktoś powiedział mi, gdy byłem w szkole średniej, że będę stawał przed zgromadzeniem, aby zwiastować Słowo Boże, to bym mu nie uwierzył. Zawsze widziałem siebie w gronie osób przeciętnych. Nie wyróżniałem się zbytnio ani w złym, ani w dobrym. Trudno byłoby określić moje przekonania. Wierzyłem w to, w co wierzył ogół. Zachowywałem się tak, jak wy­magało ode mnie środowisko, w którym się znajdowałem. Wiedziałem jak zachować się tam, gdzie normalną rzeczą był alkohol, wulgarne słowa i brudne tematy rozmów. Wiedziałem także jak zachować się w Kościele, jak rozmawiać z księdzem. W swoim środowisku miałem dobrą opinię, ale ja wiedziałem, że nie byłem tak dobry, jak o mnie mówiono. Nie byłem zadowolony z biegu mojego życia. Brakowało mi prawdziwych przyjaciół. Moja relacja z Bogiem była bardzo luźna. Bóg był dla mnie kimś odległym, a w sumie mało realnym. Owszem, byłem religijny, chodziłem do Kościoła, na lekcje religii. Podejmowałem próby bycia lepszym. Ilekroć spowiadałem się, obiecywałem, że się poprawię, ale na niewiele zdawały się te obietnice, im byłem starszy, tym byłem gorszy, chociaż wcale tego nie chciałem. Chciałem żyć inaczej, być lepszym, ale nie znajdowałem do tego siły. Czułem się jak ptak złapany w sidło, tyle, że moim sidłem była grzeszna natura. Podejrzewam, że byłoby tak do tej pory, gdyby Bóg tego nie zmienił. Sam nie byłem w stanie się zmienić, a moja bardzo formalna relacja z Bogiem nie pozwalała na to, aby Bóg mógł mi pomóc.

Musiało więc się coś zmienić w moim związku z Bogiem. Pierwsze kroki w tym kierunku pomógł mi zrobić mój kolega, z którym chodziłem razem do technikum. Opowiadał mi on o Bogu inaczej niż to słyszałem dotychczas. Gdy go słuchałem, widziałem fascynację Bogiem, on mówił mi o Bogu, z którym ma bliską, zażyłą relację. W jego życiu Bóg był kimś bardzo realnym, na tyle realnym, aby żyć z Nim na co dzień, a nie tylko od święta. W tym czasie zdobyłem Nowy Testament, który zacząłem czytać po raz pierwszy w swoim życiu. Poznawałem modlitwę, która przestała być odmawianiem wyuczonych formułek, a także zacząłem się spotykać z grupą ludzi, którzy mieli podobną relację z Bogiem jak mój kolega. Działania te były mi bardzo potrzebne, abym mógł zrozumieć istotę chrześcijaństwa, aby w moim życiu nastąpił zwrot. Drugim bodźcem do zmiany, do zerwania z konformizmem, był dla mnie fragment Słowa Bożego „Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich” (Objawienie Jana 3:15-16). Zrozumiałem, że jeżeli wyraźnie nie stanę po stronie Boga, to On mnie odrzuci, będę potępiony i pójdę do piekła. Zdecydowałem więc oddać swoje życie Bogu, ale im bardziej się starałem, tym mniej mi to wychodziło. Widząc swoje niepowodzenia, coraz bardziej uświadamiałem sobie, że nie jestem w stanie zapracować na zbawienie.

Dzisiaj wiem, że musiałem najpierw przekonać się o swojej grzeszności, całkowitym zepsuciu, aby móc przyjąć to, co dla mnie uczynił Chrystus. Wiedząc, że nie jestem w stanie zrobić nic, aby być usprawiedliwionym, stanąłem przed Bogiem z modlitwą celnika „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” i całkowitą nadzieję położyłem w Jego miłosierdziu. 3 października 1983 roku przyjąłem chrzest, aby też dać świadectwo przed ludźmi o tym, co stało się w moim sercu.

Bóg, gdy zbawia, zawsze i uświęca, zmienia. Doświadczyłem więc i takiego działania w moim życiu. Nastał czas intensywnych zmian, leczenia mojej osobowości. Wnikliwie czytałem Biblię, wykorzystywałem każdą okazję, aby czytać chrześcijańskie książki. Chciałem się wiele nauczyć i to nie tylko z powodu licznych braków, ale też z powodu coraz to większych zadań, na które natrafiałem. W tydzień po chrzcie rozpocząłem zastępczą służbę wojskową. Możliwość jej odbywania była dla mnie kolejnym dowodem na to, że Bóg czyni o wiele więcej niż jestem w stanie to sobie wyobrazić. Mogłem wzrastać, bez przeszkód korzystając ze społeczności z innymi chrześcijanami. W moim sercu było wielkie pragnienie służby. Byłem również gotowy aby się uczyć. Po zakończeniu zastępczej służby wojskowej, w grudniu 1985 roku rozpocząłem naukę w seminarium, które miało swą siedzibę w Malborku. W trakcie trwania nauki Bóg dał mi przekonanie o moim powołaniu do służby kaznodziejskiej. Później był wikariat, a w czerwcu 1990 roku powołano mnie na drugiego pastora Zboru w Szczecinie.

Również w 1990 roku ożeniłem się z dziewczyną, która kochając Jezusa pokochała i mnie. W sierpniu 1993 roku otrzymałem zaproszenie do służby w Gorzowie Wielkopolskim. Decyzja opuszczenia rodzinnego miasta i macierzystego Zboru nie była łatwa, ale wiele czynników wskazywało na to, że powinienem ją podjąć. We wrześniu rozpoczął się całkowicie nowy etap mojego życia. Zamieszkaliśmy w innym miejscu i rozpocząłem współpracę z nowymi ludźmi.

We wszystkim co robię, przyświeca mi jeden cel: aby każdy mógł poznać Chrystusa jako swego Zbawiciela i Pana. Nikt nie rodzi się dojrzałym chrześcijaninem. Jest to proces, w którym chcę osobiście uczestniczyć. Chcę też w tej duchowej wędrówce pomagać i innym. Wielokrotnie i na różne sposoby Pan Bóg pokazuje mi, że jest On Bogiem, który może daleko więcej uczynić niż jestem w stanie to sobie wyobrazić.

Taki jest nasz Bóg, Jemu niech będzie chwała za wszystko co czyni.