Autorka: Jola Wodzińska

Wcale nie chciałam tam iść, bo już wcześniej postanowiłam zawiesić poszukiwania Boga, ponieważ się zawiodłam, ale postanowiłam, że jednak zrobię to dla mojej nowej przyjaciółki. Poszłam. Byłam bardzo zadziwiona tym, co zobaczyłam; różniło się to strasznie od rzeczy, które wcześniej widziałam...

Mam wspaniałą rodzinę, cudownego męża Remika. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Mieszkam w Częstochowie, tutaj mam swój Kościół, kilku dobrych znajomych. Wychowałam się w miejscu prawie zupełnie odosobnionym od świata, w małej miejscowości, nazywanej Dworek. Stoją tam tylko cztery domy, tak więc byłam bardzo zżyta z mieszkańcami Dworka nazywając ich ciocią, wujkiem...

Niestety nie było tam żadnych dzieci w moim wieku, oprócz mojego brata Pawła, młodszego ode mnie o cztery lata. Bardzo kochałam miejsce, w którym się wychowałam. Uwielbiałam momenty, kiedy wracałam po szkole do domu, rzucałam teczkę i biegłam buszować w leszczynach, huśtać się na ogromnej huśtawce, patrzeć na taflę wielkiego stawu wśród wysokich topól, na których często siadały dzikie kaczki. Czasami rano, kiedy szłam do szkoły do sąsiadującej wsi, z zarośli wybiegała gromadka bażantów. Zwierzęta zawsze były częścią mojego młodego życia. Najbardziej lubiłam poranną rosę i unoszącą się nad dworkowymi stawami mgłę. Wieczorami mogliśmy wysłuchiwać koncertów żyjących obok w zaroślach dzikich ptaków. To była jedna - weselsza strona mojego małego życia, drugą stroną były bezustanne problemy w domu. Wieczne kłótnie, alkohol. Byłam małą, wrażliwą istotą, która nie potrafiła zrozumieć całego chaosu, stresu wokół; mój mały brat i ja byliśmy przez to bardzo nieszczęśliwi. Mieszkaliśmy w domu mojego dziadka, który nienawidził moich rodziców. Mieliśmy do dyspozycji tylko jeden pokój, w całym domu nie było ogrzewania, wody; szyby w oknach były tak cienkie, że zimą chodziliśmy czasami w kurtkach po domu, na szybach osiadał kilkucentymetrowy lód. Przez całe moje życie nienawidziłam mojego ojca za to, że nie dał mi wystarczająco dużo miłości, nie zadbał o moje bezpieczeństwo. Z mamą jakoś nigdy nie udało mi się nawiązać właściwych relacji, przez co czułam się odrzucona, niekochana, osamotniona... 

Dobrym duszkiem mojego dzieciństwa była moja droga babcia... Kiedy byłam już w liceum, moja rodzina przeprowadziła się do miasta, mieliśmy wreszcie upragnione mieszkanie, łazienkę, ja własny pokój, ale ta cała wygoda nie zastąpiła mi tego wszystkiego, co dawało mi miejsce, w którym się wychowałam. Nienawidziłam mojego nowego miejsca zamieszkania, ja po prostu nie znoszę mieszkać w mieście. Bardzo tęskniłam za babcią i za Dworkiem, i za tym wszystkim, co się kryje za tym...

Od wczesnych lat zastanawiałam się nad istnieniem Boga. Kiedy już mieszkałam w mieście, miałam możliwość rozwijania szerzej moich zainteresowań... Dowiedziałam się o ruchu wyznawców Krishny. Często chodziłam na ich wykłady, ale tak do końca nie byłam przekonana do tego, co głosili - bo nawiasem mówiąc - opowiadali straszne głupoty, lecz wtedy postanowiłam do nich dołączyć, aby się bliżej przyjrzeć i przekonać... Poszłam na spotkanie, pukam do drzwi, a tu zamknięte! Dowiedziałam się, że z niewiadomych przyczyn, bez wyjaśnień zebrali się dzień wcześniej i wyjechali nie wiadomo dokąd. Byłam zawiedziona... Później trochę odwiedzałam Świadków Jehowy, ale mówiąc prawdę, czułam się wśród nich niczym pośród stada wilkołaków! To nie było dla mnie!

Już wcześniej postanowiłam uczyć się języka angielskiego. Zapisałam się na kurs. Poznałam tam dziewczynę, która zaprosiła mnie do Kościoła baptystów. Wcale nie chciałam tam iść, bo już wcześniej postanowiłam zawiesić poszukiwania Boga, ponieważ się zawiodłam, ale postanowiłam, że jednak zrobię to dla mojej nowej przyjaciółki. Poszłam. Byłam bardzo zadziwiona tym, co zobaczyłam; różniło się to strasznie od rzeczy, które wcześniej widziałam... Zobaczyłam tam coś nowego, czego nie widziałam nigdzie indziej w kościołach czy zrzeszeniach. Ci wszyscy ludzie modlący się i oddający cześć Bogu Jahwe tworzyli duchową rodzinę, wspólnotę, coś, co ich nierozerwalnie łączyło. To były moje pierwsze spostrzeżenia, ale oprócz tego uznałam, że to jakaś kolejna sekta, z którą nie miałam zamiaru mieć nic wspólnego. Postanowiłam, że więcej tam nie pójdę, lecz za tydzień znalazłam się tam znowu, bardziej dla koleżanki niż z ciekawości, choć postanowiłam, że to ostatni raz!! Siedząc już tak na spotkaniu, postanowiłam mimo wszystko posłuchać i spróbować zrozumieć to, co mówili. Jakoś wcześniej słuchałam ich słów, ale nie mogłam ich pojąć. Tym razem postanowiłam z całych sił zrozumieć... Siedziałam tak wsłuchując się z całej mojej mocy (nadal nic nie rozumiejąc), aż nagle poczułam, że zaczęło dziać się coś dziwnego... z moich oczu zaczęło coś spadać, tak jakby jakieś łuski... czułam, że z moich oczu zdjęta została jakaś zasłona! Od tego momentu głębia słów i tego wszystkiego, czego słuchałam, stała się dla mnie jasna! Od tego momentu rzeczy, o których mówili, były dla mnie oczywiste, prawdziwe. Dowiedziałam się, że jedynym prawdziwym Bogiem jest Jahwe, Jezus Chrystus, Duch Święty, trójjedyny. Dowiedziałam się, że Jezus umarł za mnie na krzyżu, abym ja mogła żyć wiecznie w raju, że wziął wszystkie moje grzechy na siebie i poszedł do piekła za mnie, choć był jedynym Człowiekiem-Bogiem, który nigdy nie zgrzeszył, był święty. Dowiedziałam się, że zmartwychwstał, pokonał śmierć i grzech, że jest moim Zbawicielem, Bogiem i że dzięki Niemu i Jego ofierze na krzyżu mogę stanąć przed Bogiem i być pewna, że nie zginę, że Jezus mnie kocha, i że weźmie mnie do siebie do wiecznej rozkoszy... To wszystko dzięki Jezusowi Chrystusowi, Miłości Ojca Jahwe i Ducha Świętego, który jest z nami, ze mną. Ale to nie koniec. Któregoś dnia zapytał się mnie pastor, czy już oddałam życie Jezusowi. Wiedziałam, że wierzyłam, ale wiedziałam też, że moje życie, ja cała nie należałam jeszcze do Jezusa! Po rozmowie z pastorem wiedziałam, że muszę to zrobić, aby być w pełni dzieckiem Boga i mieć w pełni dar Boży - Zbawienie! W nocy, kiedy wszyscy już spali, usiadłam na łóżku i modliłam się, że jeśli Jezus jest Bogiem i istnieje naprawdę, to przyjdzie do mnie, bo chcę mu oddać moje życie. W tym momencie po raz pierwszy w życiu poczułam, że Ktoś, zupełnie niewidzialny, ale dający mi ogromny pokój i miłość, przyszedł!!! Był wokół mnie! Nade mną! To był Duch Święty, Duch Jezusa Chrystusa!!! Nagle poczułam, jakby moje duchowe serce pękało, zaczęłam strasznie płakać, wyć!! Ale to wycie dawało mi pokój, radość, to było piękne, czułam, że zostałam oczyszczona!! W pewnym momencie poczułam, że ta Obecność, która była wokół mnie, znalazła się w moim sercu!!! Usnęłam. Następnego dnia obudziłam się i wiedziałam, że byłam już innym człowiekiem. Wszystko wokół wydawało się piękniejsze, cudowne, byłam szczęśliwa! A przede wszystkim miałam pewność, że od tego momentu stałam się dzieckiem Boga i jestem zbawiona!!! To nie wszystko, od tamtego momentu, kiedy Duch Święty zamieszkał we mnie, zaczęło zmieniać się moje całe życie, stawałam się inna, niż byłam, Bóg zmienił moje serce, sprawił, że mogłam przebaczyć wszystko mojej rodzinie i teraz mogę ich kochać ze wszystkich sił. Kiedyś nienawidziłam moich rodziców, teraz ich kocham ponad wszystko i rozumiem przez co musieli przechodzić. Bóg daje mi zwycięstwo nad nienawiścią, rozpaczą, złem, obiecuje, że przyszedł, aby nas leczyć, uzdrawiać, przyszedł dać nam ŻYCIE, prawdziwe!!!! Życie teraz i na wieki razem z Nim; przyszedł wyzwolić, zachować nas od dni złych, ON jest cudowny!! Chodź, uwielbiajmy Pana wciąż, śpiewajmy o tym, jak wiele On darował nam!!! Jezus Chrystus moim życiem JEST!!!