Wszystko zaczęło się od pieśni. Będąc w szkole, w Warszawie, poznałam pieśń pod tytułem: „Stwórca wszystkich rzeczy”. Pieśń ta ma przepiękny refren. Z resztą cała jest także piękna. „Panie mój, tylko Ciebie wielbić chcę, Twa miłość całkiem, odmieniła mnie! Panie mój, tylko Ciebie wielbić chcę, za to, kim naprawdę jesteś, Ty!”. To jest refren. Wyróżniona część wywarła na mnie największe wrażenie. Kiedy poznałam tę pieśń, stwierdziłam, że nie mogę jej śpiewać, ponieważ ja nie doświadczyłam Bożej miłości...

...a poza tym, nie wiedziałam w ogóle, czym jest miłość. Doskonale wiedziałam, że Bóg jest dobry, sprawiedliwy, że mnie kocha, ale nigdy nie dopuściłam do siebie myśli, że mógłby mnie kochać i akceptować taką, jaką jestem. Kiedyś, stałam w zborze, wśród ludzi, zespół śpiewał pieśń a ja spierałam się z sobą, że nie powinnam jej śpiewać. Wtedy Bóg mi powiedział: „Czy wiesz, co znaczy słowo wiara? Śpiewaj przez wiarę!” Długo po tym drążyła mnie ta pieśń. Lubię ją, a po seminarium, często ją śpiewałam, a nawet jednej niedzieli wykonałam ją w moim zborze. Tydzień później, wyjechałam do Tomaszowa Mazowieckiego, do przyjaciółki. Już od momentu, gdy odebrała mnie z dworca autobusowego czułam od niej coś, czego jeszcze wtedy nie rozumiałam (Boża miłość). Z dworca jechałyśmy samochodem, z jedną siostrą, od której biła niesamowita Boża miłość i ciepło. Był niedzielny wieczór. Wieczorem, w poniedziałek natomiast, Bóg nauczył mnie ważnej rzeczy. Byłam na nabożeństwie modlitewnym, pastor grał na gitarze. Pieśni były mi znane, z „Pieśni nowego życia” (Śpiewnik ze „stokrotkami”). Linia melodyczna była inna od tej, którą ja znałam. Spotkanie było naprawdę bardzo „duchowe” i po chwili, Bóg pokazał mi, co jest dla niego najważniejsze. We wtorek rano, pierwsza konfrontacja (w przeciągu tego tygodnia) Bożej miłości z moim buntem. Prosiłam Izę, żeby nie mówiła mi więcej o miłości i rozpłakałam się. Nie chcąc płakać przy niej, poszłam do pokoju. (wstydziłam się) To wynikło z tego, że jeszcze w szkole średniej, komuś udało się we mnie wpoić, że muszę być silna, nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, a zwłaszcza na płacz. Wieczorem lekcja numer dwa: byłam na urodzinach jednej dziewczyny, i byłam w szoku: ani kropli alkoholu, a towarzystwo bawiło się dobrze! Naprawdę, czuło się obecność Boga, Jego miłości, łączącej ludzi. Potem w ogóle byłam zszokowana tym, co się stało po urodzinach. Gdy Iza rozpakowała torbę, okazało się, że znalazła kotlety i bombonierkę. Środa. I kolejne starcie Bożej miłości, z moim buntem. 

Byłyśmy zaproszone na obiad, takie zwykłe odwiedziny, pomyślałam. Przed wyjściem miałyśmy czas modlitewny. Iza grała na gitarze, m. in. pieśń zatytułowaną: „Chcę do Ciebie przyjść” (Przez moc Twej miłości). „Chcę do Ciebie przyjść, oczyść serce me i zmień, przez łaskę, którą mam w Tobie Panie mój! Przychodzę wiedząc, że, słabości, które w sobie mam, zabierzesz Panie mój, przez moc swej miłości! Trzymaj mnie, obejmij swą miłością, pociągnij mnie, chcę blisko Ciebie być! Czekając tam, powstanę tak jak orzeł, i z Tobą wzbiję się, Twój Duch prowadzi mnie, przez moc swej miłości! Odsłoń oczy me, chcę widzieć Ciebie Twarzą w twarz i kochać tak jak Ty Panie kochasz mnie! Przemień umysł mój, niech Twa wola stanie się, żyjąc we każdym dniu, przez moc swej miłości!” Tekst, jest niesamowity, akordy proste, ale powiedziałam Izie, iż się tego nie nauczę że to jest za trudne (kolejne starcie!) W pewnym momencie gdy zaczęłam się zanurzać w modlitwę, Iza zaczęła zachowywać się dziwnie. Nie rozumiałam tego, zlękłam się, ale powiedziałam Bogu, że chcę Go uwielbiać i zaraz zaczęłam uwielbiać Boga. Nagle zaczęłam płakać, a więc wiedziałam, że muszę wyjść, bo przecież bez sensu jest płakać przy ludziach. Po powrocie do domu brzdąkałam coś na gitarze. Iza zwróciła uwagę na to jak powinnam „chwytać” akordy barre a, potem układałam pieśni na uwielbienie w moim zborze, dzwoniłam do gitarzysty, podałam mu pieśni, a potem słuchałam uwielbienia Vineyard’u z Rosji. Czwartek był wolny, niczego nie planowałyśmy, oprócz tego, iż chciałam, by Iza nagrała mi parę pieśni na kasecie. Rano zostawiła mnie z synkiem. Za chwilę przyszedł jej mąż potem pastor rozmawialiśmy. Iza poszła tylko po zakupy do pobliskiego sklepu. Ale nie wracała długo. Okazało się, że zamiast iść od razu do sklepu, poszła do dziewczyny (która jest, jak słyszałam, moim wstawiennikiem, której nie poznałam). Ma ona troje dzieci, była od dwu dni bez środków do życia. Czekała na przelew. Iza zrobiła jeszcze i jej zakupy. (sama też ledwo wiąże koniec z końcem) Dlatego tak się przedłużyło. Wieczorem Iza nagrała mi sześć pieśni. M.in. Pieśń: „Chcę do Ciebie przyjść”. Nagrywała, ja siedziałam, śpiewałam, większość czasu przeryczałam. Tak mi było dobrze. Zbliżał się piątek. Rano czytałam wiele wspaniałych fragmentów z Pisma. Wiedziałam, że wieczorem będzie spotkanie dla kobiet trochę się bałam.

Tak już ze mną jest, że jeśli wiem, że coś jest dla mnie dobre, to się tego boję. Jedną z wielu lekcji, które odebrałam w Tomaszowie, było, że Duch Święty nie działa pod presją. Na spotkanie wyszłyśmy dużo wcześniej, poszłyśmy jeszcze do pastorowej. Okazało się, iż osoba, która mnie odbierała z dworca to pastorowa. Wspaniała chrześcijanka. Gdy z nią jechałyśmy, a właściwie, gdy docierałyśmy na miejsce, powiedziałam jeszcze w samochodzie, że się boję, ale wiem, że potrzebuję Bożej miłości. Wysiadając, pastorowa rzuciła: „Dobrze” I poszłyśmy.

Spotkanie, jak spotkanie. Kawa, ciastko i takie tam. Pastorowa omówiła temat: „Moje miejsce w grupie” i zaczęłyśmy się modlić. W sumie ja pierwsza poprosiłam o modlitwę. W odpowiedzi, zaczęły się sypać proroctwa. Ja byłam bardzo zamknięta. W pewnym momencie pastorowa poprosiła, ażeby Iza objęła moje nogi (J. 13) Ja siedziałam na kanapie, przyjęłam postawę całkiem zamkniętą, twarz zasłaniałam rękoma płakałam. Za chwilę pastorowa podała mi chustkę i mówiła, bym wstała - walczyłam trochę, ale wstałam, po chwili podniosłam ręce do góry i przyjęłam postawę całkiem otwartą. To był dla mnie czas uwolnienia. Podobnie jak w opisie z J. 11. Bóg skruszył mnie i złamał „przez moc swej miłości!” Najciekawsze było to, że większość proroctw opierało się na tych fragmentach, które czytałam rano! Potem jeszcze około godziny mogłam widzieć jak kobiety walczą w modlitwie o pastora, zbór, miasto. Potem po powrocie, nagrywałyśmy jeszcze z Izą. Nagrała mi też dwie własne, wspaniałe pieśni! Nim opiszę to, co stało się ze mną ostatniej nocy, którą spędziłam w Tomaszowie, to jeszcze jeden obrazek. Widziałam często, jak syn Izy, trzydziestomiesięczny Franek, przybiegał do mamy, przytulał się do niej, oczekiwał, że go pogłaszcze, przytuli. Jeśli nie, robił się nieznośny. Po czym znowu biegł się bawić. Kiedy około 2:00 rano zasypiałam, modliłam się jeszcze, płakałam, w pewnym momencie doznałam niesamowitego uczucia. Czułam, że cokolwiek bym zrobiła lub powiedziała, byłoby nic nie warte. Nie płakałam. Czułam, że Bóg mnie przytulił! Niesamowite uczucie. Teraz jestem inną osobą. Już w sobotę rano zauważyła to Iza. W moim zborze ludzie zauważają, chcą się ze mną modlić. Ostatnio podeszła do mnie dziewczyna z zespołu, którą ja uważałam za lepszą chrześcijankę; i ona poprosiła mnie o modlitwę! Flp. 2:3. Widzę, jak Bóg mnie prowadzi, jak wypełniają się kolejne proroctwa z Tomaszowa. Jest po prostu cudownie i wspaniale. Byłam pośród tych śpiących panien, ale się przebudziłam! A, że w sercu mam żar Ducha Świętego, to znów mogę płonąć! (Mat. 25:1-13). Wiem, że było to mi potrzebne, przed pisaniem i w ogóle wgłębianiem się w mój licencjat...