W kurzu leżały, gdzieś zapomniane,
Skrzypce co grały melodie cudne,
Dziś rozstrojone i odrapane,
Komu potrzebne te skrzypce brudne?
 
Mistrz Stradivarius sam je wykonał,
Choć nie zostawił znaku żadnego.
Jak ta wiadomość ma być sprawdzona,
Że to są skrzypce mistrza wielkiego?
 
Nikt w to nie wierzył, wszyscy się śmiali,
Ktoś chciał je kupić za pięć gwinei.
Tylko sprzedawca jeden je chwalił, 
Bo chciał je sprzedać swej klienteli.
 
Zapłacić więcej nie było chętnych,
Aż wszedł z ulicy ktoś nieznajomy
I wziął te skrzypce do swojej ręki,
Oglądał długo je z każdej strony.
 
I delikatnie wytarł je z kurzu,
Nastroił z gracją, jak mistrz to czyni,
I to co zagrał, nikt nie powtórzy, 
Bo grał mistrz wielki, sam Paganini.
 
A cena skrzypiec wzrosła natychmiast,
I wszyscy teraz je kupić chcieli,
Bo gdy dotknęła je ręka mistrza,
O ich wartości się dowiedzieli.
 
A później koncert był tak wspaniały,
Gdzie mistrz na skrzypcach grał zapomnianych.
Tam długo tłumy wiwatowały,
Wciąż chciały słuchać melodii granych.
 
Tak bywa często z duszą człowieka,
Gdy żyje w grzechu, gdzieś zapomniana.
I rozstrojona na Mistrza czeka,
By zagrać koncert dla swego Pana.
 
Gdy Mistrz ją bierze do swojej ręki,
Oczyszcza z brudu i znów nastraja,
To dusza cudne wydaje dźwięki
Jej życie z Mistrzem się wtedy spaja.
 
Bezwartościowa dla tego świata,
Bezcenna w rękach Mistrza się staje.
W orkiestrze Bożej wtedy zasiada
I chwałę Bogu życiem oddaje.